[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wszelki wypadek uchwycił gałkę.Pawełek wyrobił sobie pogląd w połowie trzeciego piętra.— A skąd ja będę wiedział na parterze, czy ten jakiś wyszedł akurat od pani Nachowskiej! Trzeba czekać na drugim! On pojedzie windą, zanim ją ściągnie, pięć razy zdążę na dół! A jakby lazł piechotą, zdążę tym bardziej!Janeczka zgodziła się z nim bez namysłu.— Nawet trochę wyżej, żeby widzieć drzwi.Możemy robić co chcemy, tu nikt nie chodzi po schodach, wszyscy jeżdżą.To kretyństwo, że nie wzięliśmy Chabra!— A pewnie.Głupota.W ogóle nie powinniśmy się ruszać bez psa!Przeczekał podskok na parterze i zamierzał przycisnąć guzik drugiego piętra, ale pan Lewandowski miał refleks.Zdążył otworzyć drzwi.— My na drugie — mruknął Pawełek i przycisnął guzik.Pan Lewandowski był zupełnie pewien, że przedtem pojechali na czwarte.Postanowił wysiąść razem z nimi.— Najmocniej przepraszam — powiedział, kłaniając się uprzejmie.— Czy mógłbym o coś zapytać?— Proszę bardzo — zgodziła się grzecznie Janeczka.Winda podskoczyła na drugim piętrze i znieruchomiała.— Pozwoliłem sobie zauważyć, że odbyliście tę podróż do góry i na dół kilkakrotnie — powiedział pan Lewandowski, wysiadając.— Chciałbym zapytać o przyczynę i cel tych jazd.Czy to było może dla przyjemności?— Dla jakiej tam przyjemności! — mruknął gniewnie Pawełek pod nosem.— Przyjemności? — zdziwiła się Janeczka.— To żadna przyjemność, ona skacze.Nie, myśmy tylko… No… Podejmowaliśmy różne decyzje.I tak nam wyszło.— Rozumiem.Czy mógłbym wiedzieć, czego te decyzje dotyczyły? Idziecie tu może do kogoś z wizytą?— Nie — odparła sucho Janeczka i zamilkła.— Mamy takie tam różne swoje sprawy — rzekł Pawełek po krótkiej chwili, w czasie której pośpiesznie szukał w myśli grzecznego odpowiednika słów „a co to pana obchodzi”.Pan Lewandowski widział jego wysiłek jak na dłoni.Chłopiec był dobrze wychowany i odruchowo starał się unikać gburowatości.Obydwoje przy tym byli czymś zakłopotani, zatroskani i przejęci.Sądząc z podobieństwa, brat i siostra… Zaabsorbowani jakimiś skomplikowanymi sprawami, mogą w ogóle nie zechcieć rozmawiać… Zdecydował się powiedzieć prawdę.— Piszę pracę doktorską — oznajmił bez dalszych wstępów — na temat psychologii…Zawahał się, za „dziecko” mogliby się obrazić…— Psychologii młodzieży — wybrnął.— Byłbym wam niezmiernie wdzięczny za chwilę rozmowy.— Akurat z nami? — zainteresował się podejrzliwie Pawełek.— Tak.Stwierdziłem nietypowe zjawisko.Młodzież wielokrotnie jeździ czymś takim jak winda, albo ruchome schody, przy czym doznanie ma niejako dwa oblicza.Jedno, to jest czysta i nieskalana przyjemność, podobna do wrażenia na huśtawce.Drugie, złośliwość, występuje to przy windzie, nie pozwolić jej użyć komuś innemu, co oczywiście jest również rodzajem przyjemności, wprawdzie nagannej, ale niewątpliwej.Ani jedno, ani drugie nie miało miejsca w tym wypadku i dlatego bardzo mnie to zainteresowało.Jeżeli nie macie nic przeciwko temu, chciałbym omówić sprawę nieco obszerniej.Gdyby pan Dominik zadawał pytania dalej, nie wyjaśniając przyczyn swojej dociekliwości, zostałby uznany za zwyczajnego, głupiego natręta i bardzo szybko postaraliby się zejść mu z oczu.Szczere i uczciwe postawienie sprawy zmieniło sytuację na jego korzyść.Ponadto Janeczce przyszło na myśl, że pogawędka akurat tutaj i teraz będzie dla nich doskonałym kamuflażem.W razie gdyby ich ktoś zobaczył, nie nabierze żadnych podejrzeń.Na nic nie czekają, niczego nie podglądają, rozmawiają sobie z tym panem i tyle.Rozmowę przerwać można w każdej chwili.— Proszę bardzo — zgodziła się ku lekkiemu zgorszeniu Pawełka.— Może pan zadawać pytania.— I mam nadzieję, usłyszę odpowiedź? — ucieszył się pan Lewandowski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl