[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I słusznie ci się wydaje - powiedział Oliveira.- Le­piej szukajmy, gdzie może być Yonder, jest tego do licha i trochę.Na początek powiem wam, że ta rzeczywistość technologiczna, którą uznają naukowcy i czytelnicy „Fran­ce-Soir”, ten świat cortisonu, promieni gamma i rozszczepia­nia plutonu, tyle ma wspólnego z rzeczywistością, co „Le Roman de la Rose”.Jeżeli wspomniałem o tym w rozmowie z Perico, to tylko po to, aby był łaskaw zauważyć, że jego kryteria estetyczne, zarówno jak i jego skala wartościowania, już nie są w obiegu i że człowiek, który się wszystkiego spodziewał po inteligencji i umyśle, czuje się niejako zdra­dzony, jakby na pół świadomy tego, że jego własna broń odwróciła się przeciw niemu, że kultura, la civiltŕ, wprowa­dziły go w ślepą uliczkę, tak że barbarzyństwo nauki jest właściwie reakcją nader zrozumiałą.Przepraszam za to napu­szone słownictwo.- To już mówił Klages - zauważył Gregorovius.- Nie upominam się o prawa autorskie - szczeknął Oliveira.- Chodzi o to, że wszelka rzeczywistość, zarów­no Stolicy Apostolskiej, jak René Chara czy też Oppen-heimera, jest zawsze rzeczywistością niekompletną, konwencjonalną i rozczłonkowaną.Podziw niektórych facetów dla mikroskopu elektronowego wcale nie wydaje mi się owocniejszy niż podziw stróżek dla cudów w Lourdes.Czy się chce wierzyć w to, co się nazywa duchem, czy żyć w Emmanuelu, czy chodzić na kursy Zen, czy uważać przeznaczenie człowieka za problem ekonomiczny, czy też za kompletny absurd, długa to lista, niełatwy wybór.Ale sam fakt istnienia wyboru, fakt, że lista jest długa, wystarcza, aby dowieść, że tkwimy w prehistorii i w preczłowieczeństwie.Nie jestem optymistą i wątpię, abyśmy kiedykolwiek dobrnęli do prawdziwej historii prawdziwego człowieczeństwa.Nieła­two będzie dojść do osławionego Yondera Ronalda, nikt bowiem nie może negować, że problem rzeczywistości należy stawiać w kategoriach zbiorowych, nie zaś w kategoriach zbawienia jednostki.Ludzie gotowi, tacy, którzy wyskoczyli poza swój czas i włączyli się do jakiejś ogólnej summy, że się tak wyrażę.no bo z pewnością byli tacy, a nawet są.Ale to nie dosyć, ja na przykład czuję, że moje zbawienie (jeżeli mógłbym je osiągnąć) musi być równocześnie zbawieniem wszystkich do ostatniego człowieka włącznie.A to, mój drogi.Już nie jesteśmy na polach Asyżu, już nie ma co czekać, że świątobliwy przykład posieje świętość, że każdy guru będzie zbawieniem dla wszystkich swych uczniów.- Lepiej byś wrócił z Benares - doradził Etienne.- Zdaje się, że chodzi o Morellego.Nawiązując do tego, o czym mówiłeś, przychodzi mi do głowy, że to osławione Yonder nie może być wyobrażeniem przyszłości w czasie i przestrzeni.Morelli wydaje się mówić, że jeżeli będziemy się trzymać teorii Kanta, nigdy nie wyjdziemy z impasu.To, co nazywamy rzeczywistością, którą również możemy nazwać Yonder (to czasem ułatwia, jeżeli dać kilka imion jakiemuś pojęciu, w każdym razie unika się przez to ze-sztywnienia, zaszeregowania), ta prawdziwa rzeczywistość, powtarzam, nie jest czymś, co ma nadejść, jakąś metą, ostatnim stopniem, końcem ewolucji.Nie; jest czymś, co już się znajduje tu, między nami.To się czuje, wystarczy zdobyć się na to, aby wyciągnąć rękę w ciemnościach.Nieraz czuję to podczas malowania.- Może to diabeł - mruknął Oliveira.- Czysto es­tetyczne podniecenie.Chociaż może i co innego.A może właśnie to.- Tu siedzi - Babs dotknęła ręką czoła.- Czuję go, jak trochę wypiję, albo jak.Wybuchnęła śmiechem i zasłoniła twarz rękami.Ronald poklepał ją pieszczotliwie.- Nie siedzi - powiedział bardzo poważnie Wong.- Jest.- Tędy daleko nie zajdziemy - naburmuszył się Olivei­ra.- Cóż może nam dać poezja poza przeczuciami? Ty, Babs, ja.Królestwo ludzkie nie narodziło się z paru samo­tnych iskier.Cały świat miał swoje chwile wizji, niestety, zawsze wraca do hic et nunc.- Ty, bracie, nie masz głowy do niczego, co się nie wyraża w absolutach - powiedział Etienne.- Pozwól mi skończyć to, o czym zacząłem mówić.Morelli uważa, że jeśli lirycy przebiją się poprzez skamieniałość dawnych form, czy to będzie przysłówek, czy koncepcja czasu, czy co tam ci się podoba, po raz pierwszy w życiu zrobią coś użytecznego.Wykańczając, a w każdym razie znakomicie redukując czytel­ników-samice, pomogą wszystkim tym, którzy w jakikol­wiek sposób usiłują dotrzeć do Yonder.Technika pisarska ludzi w jego stylu jest jakby zachętą do opuszczenia utartej koleiny.- Po to, żeby ugrzęznąć po szyję w błocie - powiedział Perico, który począwszy od jedenastej wieczorem był „przeciw”.- Heraklit - zauważył Gregorovius - zanurzył się w gównie po szyję i tym się uleczył z wodnej puchliny.- Daj spokój Heraklitowi - powiedział Etienne.- Już od tego gadania zbiera mi się na sen.Jeszcze tylko powiem, co następuje, dwukropek: Morelli jest przeświad­czony, że o ile pisarz będzie posłuszny językowi, który przypadł mu wraz z tym, co nosi na grzbiecie, wraz z chrztem świętym, imieniem, narodowością etc., jego dzieło będzie miało wyłącznie estetyczny walor, który to walor nasz stary ma we wciąż wzrastającej pogardzie.Gdzieniegdzie w swoich tekstach mówi o tym, bardzo dobitnie: jego zdaniem, nie sposób naprawdę oskarżać, dopóki pozostaje się w tym samym systemie, co przedmiot oskarżenia.Pisanie przeciw kapitalizmowi z całym bagażem myślowym i całym słownictwem tegoż kapitalizmu jest stratą czasu.Można osiągnąć rezultaty historyczne jak marksizm czy coś w tym stylu, ale Yonder nie jest historią, jest jak gdyby czubkami palców, które wystają z wód historii i próbują o coś się zaczepić.- Bzdury - powiedział Perico.- Dlatego pisarz musi podpalić język, skończyć z za­krzepłymi formami, co więcej, podać w wątpliwość, czy ten język w ogóle jest jeszcze w jakiejkolwiek łączności z tym, co rzekomo wyraża.Nie tylko słowa same w sobie, to jest mniej ważne, ile cała językowa struktura.- Jakoś do tego wszystkiego używa niesłychanie czys­tego języka - zauważył Perico.- No pewno.Morelli nie wierzy w systemy onomatopei-czne.Jemu nie chodzi o to, aby zastąpić składnię auto­matycznym pismem czy inną modną sztuczką.Chce cał­kowicie wykroczyć poza pracę literacką, poza książki, jeżeli wolisz.Czasami za pomocą słowa, czasami za pomocą tego co słowo przekazuje.Postępuje jak partyzant - wysadza w powietrze to, co się da; a reszta idzie swoją drogą.Nie myśl, że przez to przestaje być cziowiekem literatury.- Trzeba by już iść - powiedziała Babs, która była śpiąca.- Możesz sobie gadać, co chcesz - uparł się Perico- nie robi się prawdziwych rewolucji przeciwko samym formom.Ważna jest zawartość, treść, głębia.- Mamy za sobą całe wieki głębinowej literatury - po­wiedział Oliveira - z rezultatami jak na obrazku.Przy czym zaznaczam, że pod słowem literatura rozumiem wszystko, co się da powiedzieć lub pomyśleć.- Nie mówię o tym, że rozróżnienie pomiędzy formą a treścią jest z natury rzeczy fałszywe - powiedział Etienne.- Od lat wie o tym cały świat.Należy robić rozróżnienie pomiędzy środkiem ekspresji, czyli językiem jako takim, a samą wypowiedzią, czyli rzeczywistością odzwierciedloną w świadomości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl