[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Ason wskazał na las.Między brzozami widać było jeden z licznych tu pagórków, na którego wierzchołku stała jakaś osobliwa, okrągła konstrukcja.Wkoło nie było żywej duszy.Po chwili Ason ruszył w kierunku dziwa, trzymając miecz w pogotowiu.Przeszli brzezinę i trafili na zarośniętą ścieżkę, która doprowadziła ich do wzniesienia.Pagórek był w gruncie rzeczy sztucznie usypanym kurhanikiem, z jednej strony ograniczonym pionowo ustawionymi, podłużnymi kamieniami.Największy z głazów zdawał się skrywać wejście.- To przypomina grób - powiedział Inteb.Ason przytaknął w milczeniu, ale nie opuścił miecza, aż do chwili gdy obejrzał miejsce i stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że od bardzo dawna nikt tu nie gościł.- To jest grób - przyznał głośno.- Widziałem już takie.- Pochylił się, by zajrzeć przez szparę przy wejściu, ale po drugiej stronie panowała nieprzenikniona ciemność.- W środku będzie komora grzebalna z głazów tak ułożonych, by te najdłuższe i najbardziej płaskie tworzyły sufit.I czyjeś wysuszone kości, trochę darów, pewnie nieco złota.- Spróbował odciągnąć ciężki kamień.- Robota podobna do mykeńskiej, ale o wiele bardziej prymitywna.Musisz to otwierać?- Nie, w żadnym razie.Wracajmy na plażę.Słońce zaczęło wyglądać zza chmur i mile grzało ich w plecy.Maszerowali prawie do południa.To Inteb zatrzymał się pierwszy i wskazał na pobliski łuk plaży.Wetknął patyk w piasek i spojrzał sceptycznie na cień.- Chyba skręcamy na północ - powiedział.- Jeśli dalej pójdziemy plażą, pomaszerujemy na zachód.Może to półwysep albo jakiś cypel?- Może, chociaż nie przypominam sobie niczego takiego.Ale to duża wyspa.Ciągnie się daleko na północ, pojęcia nie mam, gdzie się kończy.Może po prostu nigdy tu jeszcze nie byłem.- Zobaczę, co jest dalej - powiedział Inteb drapiąc się na porosłą ostrą trawą wydmę.Był zbyt zmęczony, by pojąć, jak bardzo jest głodny.Stanął na szczycie, rozejrzał się i pochyliwszy grzbiet, szybko zbiegł na dół.- Ktoś nadchodzi brzegiem.Skryłem głowę, ledwie mi się pokazał i chyba mnie nie widział.- Tylko jeden? - upewnił się Ason sięgając po miecz.- Bez wątpienia.Stamtąd widać cały kawał plaży.Jest sam.Ason ruszył obcemu na spotkanie, mniej pewny siebie Inteb wolał zostać nieco w tyle.Dołączył do Asona dopiero przy skalnej ostrodze wyrastającej z głębi lądu i wybiegającej daleko w morze.Ason przystanął tam i słuchał, jak ktoś chlapie się po drugiej stronie.Potem dobiegły ich jeszcze przekleństwa, kiedy silna fala uderzyła w skałę.Inteb odsunął się, kroki były coraz bliższe.Ason zacisnął silnie dłoń na rękojeści miecza.Zza skały wyłoniła się postać brodzącego mężczyzny, który zamarł zdumiony.Podobnie jak i oni.Sylwetka przybysza była dziwnie znajoma i równie obdarta.- Aias! - krzyknął Ason, rzucił miecz na piasek i pobiegł przez wodę uściskać pięściarz.- Co za spotkanie! - zawołał Aias, obejmując młodzieńca.Fale kotłowały im się u stóp.- Myślałem, że zginąłeś z innymi - powiedział Ason.- I ty wyglądasz, jakbyś świeżo wstał z grobu.Gdybym cię nie dotknął, myślałbym, że duch mnie nawiedził.Ale to znaczy, że znów jest nas trzech, chyba że ten Egipcjanin na brzegu to zjawa, co wróciła z Zachodnich Krain?Inteb roześmiał się, ale nagle coś przerażającego przyszło mu do głowy.Jakim cudem bokser wyszedł im naprzeciw?- Aias - zawołał - czy cały czas szedłeś plażą?!- Od kiedy słońce obudziło mnie rano.Byłem sam.Nikogo nie spotkałem.Pić mi się chce i głodny jestem.Ale jestem.Idę już trochę, ale niczego nie znalazłem.- Zawracałeś po drodze?- Ani razu.Wyszli na suchy piasek i spojrzeli na Inteba, który niczym ciężko ranny wojownik legł na piasku.- Czy rozumiecie, co to znaczy? - spytał Egipcjanin.- My też szliśmy cały czas.I nadeszliśmy z przeciwnej strony.Ason zrozumiał w mgnieniu oka.- Wyspa.Rozbiliśmy się na wyspie.- I to bezludnej - dodał Inteb z rozpaczą w głosie.- Nikogo nie spotkaliśmy, niczego nie znaleźliśmy poza strumieniem.- To i tak macie lepsze wyniki niż ja.Może pokażecie mi, gdzie ta woda?- Trafiliśmy też na grób - mruknął Inteb, wstając.- To wyspa umarłych.- Może w głębi lądu żyją jacyś ludzie.- Ason przypasał miecz i poprowadził z powrotem.- Jeśli tak, to znajdziemy ich.Ktoś musi tu mieszkać.Ale nikogo nie było.Pomiędzy pagórkami znaleźli jedynie groby, niektóre tak stare, że wiatry zdarły z nich zupełnie powłokę ziemi, dobywając głazy komory grzebalnej na światło dzienne.Nikt nie ośmielił się powtórzyć głośno słów Inteba, ale i tak brzmiały one wciąż w uszach.To była wyspa umarłych.Z najwyższego wzgórza ujrzeli otaczającą skrawek lądu wodę i tylko ciemny masyw na horyzoncie, być może stały ląd.I nic więcej.Kiedy cienie zaczęły się wydłużać, wrócili do strumienia w pobliżu pierwszego odkrytego grobu i napili się zimnej wody.Ile kto mógł, byle tylko oszukać głód.- I co robimy? - spytał Aias, patrząc na Asona, ale ten tylko potrząsnął głową i wpatrzył się w mroczniejące z wolna morze.- Chyba przyjdzie nam tu umrzeć.- Po tym, gdy cudem wylądowaliśmy na plaży? - spytał Inteb.- Przetrwać to wszystko po to jedynie, by zginąć z głodu?- Przecież mamy co jeść.- Aias przesunął kilka długich traw między palcami i spojrzał na pozostałe w dłoni ziarenka dzikich zbóż.- Niewiele, ale gorzej już się jadało.Możemy zbierać te źdźbła, łapać ptaki.- A może i ryby - dodał Inteb.- Mając wodę i żywność, przetrwamy.- Ale po co? - spytał Ason.- Jak dzikie zwierzęta, bez ognia ni schronienia, pijąc tylko wodę i żując zielsko.Po co się męczyć? Cokolwiek zrobimy, to i tak śmierć przyjdzie po nas.Zapadła chwila ciszy.- Przecież to wyspa umarłych - powtórzył młodzieniec słowa Inteba.3.Chowając głowę między ramionami, Aias chronił twarz przed siekącym deszczem, który ściekał mu po włosach i brodzie, przemaczał poplamione ubranie.Mężczyzna maszerował skrajem plaży, wlokąc za sobą rozgałęziony konar, który morze wyrzuciło na piasek.Fale załamywały się z sykiem i omywały mu stopy.Gdzieś dalej łomotał niewidoczny przybój.Aias skręcił w głąb lądu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|