[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Grymas złośliwej uciechy wykrzywiał jej oblicze, gdy jęła zapadać w sen.Na zewnątrz zapanowała noc.W salach Kuchotl zielone klejnoty ogniste lśniły jak oczy prehistorycznych kotów.Gdzieś między mrocznymi wieżycami wiatr zawodził jak dusza potępiona.Przez mroczne zakamarki tajemnicze postaci poczynały się skradać na kształt bezcielesnych cieni.Nagle Valeria ocknęła się ze snu.W mglistej szmaragdowej poświacie ognistych klejnotów ujrzała pochyloną nad sobą niewyraźną postać.Przez krótką chwilę zdziwienia sądziła Valeria, że jest zjawa częścią snu, jaki śniła.A zdawało się jej, że tak jak w rzeczywistości, spoczywa na łożu, nad nią zaś pulsuje i drży gigantyczny czarny kwiat, kwiat tak ogromny, że przysłaniający cały sufit.Jego egzotyczny aromat przenikał jej istotę, sprowadzając rozkoszne, zmysłowe omdlenie, co zarazem czymś mniej i czymś więcej było niż snem.Tonęła w wonnych falach bezcielesnej szczęśliwości, gdy coś dotknęło jej twarzy.Tak nadwrażliwe były jej przeniknięte narkotykiem zmysły, że owo lekkie muśnięcie odebrała jak wstrząsający cios, który brutalnie przywrócił jej pełną przytomność.I wtedy nie olbrzymi kwiat ujrzała, a pochyloną ciemnoskórą niewiastę.Natychmiast gniew przyszedł i działanie.Kobieta odwróciła się zwinnie, nim jednak zdołała uniknąć, Valeria zerwała się na nogi i chwyciła ją za ramię.Obca walczyła przez chwilę jak dzika kocica, a potem czując, że miażdży ją przeważająca siła napastniczki, poddała się nagle.Valeria odwróciła ją i ująwszy podbródek wolną dłonią, zmusiła pojmaną niewiastę do spojrzenia sobie prosto w oczy.Była to ponura Yasala, służka Tasceli.- Co, u stu piorunów, chciałaś mi uczynić? Co tam dzierżysz w dłoni?Niewiasta nic nie rzekła, próbując wszelako odrzucić ów przedmiot.Valeria wykręciła jej ramię i na posadzkę spadł wielki egzotyczny czarny kwiat na łodydze koloru jaspisu, tak duży jak głowa kobiety, ale maleńki w porównaniu z gigantem, którego ujrzała Valeria we śnie.- Czarny lotos! - wycedziła teraz przez zęby.- Kwiat, co sprowadza głęboki sen.Próbowałaś mnie oszołomić! Udałoby ci się, gdybyś przypadkiem nie dotknęła mej twarzy jego płatkami.Dlaczegoś to uczyniła? O co ci chodzi?Niewiasta trwała w ponurym milczeniu, z przekleństwem tedy na ustach odwróciła ją Valeria, zmusiła do uklęknięcia i jęła wykręcać jej rękę za plecami.- Gadaj, alboć ramię wyrwę ze stawu!Yasala wiła się z bólu, lecz jedyną odpowiedzią było gwałtowne kręcenie głową.- Wszetecznica! - Pchnęła ją Valeria na podłogę i płonącym wzrokiem patrzyła na rozciągniętą postać.Lęk i wspomnienie rozjarzonych oczu Tasceli obudziły w niej prawdziwie tygrysi instynkt samoobrony.Zepsuci byli owi ludzie, zdolni do najpotworniejszego zwyrodnienia.Ale wyczuwała Valeria coś, jakiś sekret odrażający, gorszy nawet od zwykłego zboczenia.Ogarnęła ją fala lęku i odrazy na myśl o tym osobliwym mieście.Jego mieszkańcy ani normalini nie byli, ani przy zdrowych zmysłach; poczynała wątpić, czy w ogóle są ludźmi.Szaleństwo tliło się w każdych oczach - z wyjątkiem okrutnych, tajemniczych oczu Tasceli, które kryły prawdę o sprawach straszliwszych niż szaleństwo.Uniosła głowę i jęła czujnie nasłuchiwać.Komnaty Kuchotl spowijała cisza, jakby w istocie martwe to było miasto.Zielone klejnoty kąpały izbę w koszmarnej poświacie i w ich blasku oczy niewiasty leżącej na podłodze błyskały złowieszczo.Przeszedł Valerię dreszcz paniki, goniąc precz z jej srogiej duszy ostatnią szczyptę litości.- Czemuś chciała mnie otruć? - syknęła, chwytając w garść długie czarne włosy kobiety i odchylając jej głowę, aż miała przed sobą jej posępne oczy okolone długimi rzęsami.- Czy to Tascela cię wysłała?Nie było odpowiedzi.Valeria zaklęła jadowicie i szybko wymierzyła jej dwa policzki.Dźwięk uderzeń poniósł się po komnacie, ale Yasala nawet nie pisnęła.- Czemu nie wrzeszczysz? - z wściekłością pytała Valeria.- Lękasz się, że ktoś usłyszy? Kogo się boisz? Tasceli? Olmeka? Conana?Yasala nie odpowiadała.Skuliła się, patrząc na swą prześladowczynię zabójczym wzrokiem bazyliszka.Uporne milczenie podnieca szał.Valeria odwróciła się i zerwała garść sznurków z pobliskiej draperii.- Ponura dziwko! - wycedziła przez zęby.- Zerwę teraz z ciebie te łachy, gołą przywiążę do wyrka i siec będę tak długo, aż wyznasz, po coś przyszła i kto cię wysłał!Yasala nie zaprotestowała ani słowem i nie próbowała się bronić, gdy Valeria spełniała pierwszą część swej groźby z furią, potęgowaną tylko uporem pojmanej.Później przez jakiś czas dobiegał z komnaty tylko świst i trzask gęsto splecionych jedwabnych sznurków, smagających nagą skórę.Yasala nie mogła poruszyć ani krzepko skrępowanych rąk, ani nóg, lecz w rytm uderzeń jej ciało wiło się i podrygiwało, a głowa chwiała się z boku na bok.Zatopiła zęby w dolnej wardze i w pewnej chwili pociekł z jej ust strumyczek krwi.Ale nie wydała okrzyku.Dźwięk, jaki rozlegał się w komnacie, gdy giętkie sznurki uderzały w drżące ciało, nie był zbyt głośny, ale po każdym zamachu nowe czerwone smugi przecinały ciemną skórę Yasali.Valeria siekła z całą siłą swego okrzepłego w bojach ramienia, tak bezlitośnie, jak mógłby to czynić tylko człek przywykły do życia, w którym ból i męka są na porządku dziennym, z taką cyniczną naturalnością, jaką r kobieta okazuje kobiecie.I dlatego duchowo i cieleśnie bardziej cierpiała Yasala, niż gdyby bicz w męskiej, nawet najsilniejszej, znajdował się dłoni.I ów właśnie niewieści cynizm złamał w końcu Yasalę.Cichy jęk wyrwał się z jej ust i Valeria zatrzymała uniesione ramię, odrzucając z czoła spotniały pukiel złotych włosów.- I co, zaczniesz wreszcie gadać? - spytała.- W potrzebie mogę ci całą noc poświęcić!- Litości! - wyszeptała kobieta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|