[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nasz obóz, oprócz oficjalnych podziałów, jakim poddały nas te bubki z NASA, miał własnąhierarchię i strukturę.Każda stupięćdziesięcioosobowa grupa szkoleniowa miała swojego szefa, i jabyłem szefem grupy szesnastej.Siedem grup stanowiło tak zwany Tysiąc, który naprawdę liczyłtysiąc pięćdziesiąt osób.Siedmiu szefów grup stanowiło Radę każdego Tysiąca, spośród którejwybierano co pół roku Szefa Rady Tysiąca, a pięciu Szefów Rad tworzyło Radę Pięciu" Tysięcy,której przewodniczył zawsze Szef Pierwszego Tysiąca.Jak z tego widać, największym prestiżem cieszyli się ci, którzy mieli najbliżej do wysyłki, ioni obsadzali najważniejsze stanowiska.Było to korzystne, bo zapewniało stałą, choć powolną,rotację.Najmniej do gadania miał Piąty Tysiąc - zresztą było ich ledwo ośmiuset i w ogóle się nieliczyli.Nie było nawet pewne, czy kiedykolwiek polecą dalej niż do latryny za własną potrzebą.Nasza mafijna struktura była prosta i działała skutecznie, rozstrzygając spory wewnątrz organizacjii broniąc jej członków przed represjami ze strony NASA i policji.Nieszczęście spadło wtedy, gdy zostałem wybrany na Szefa Rady Trzeciego Tysiąca, a więci na członka Rady Pięciu Tysięcy.Mogłem swoim głosem wpływać na politykę wewnętrzną całegoobozu.Tak mi się wtedy wydawało, jednak to nie był dobry czas.NASA połapała się, że coś złegodzieje się w jej ogródku i postanowiła rozbić Organizację, nawet gdyby zachodziła potrzebazamknięcia obozu i wyrzucenia nas wszystkich na zbity pysk przy pomocy wojska.Doszło dokonfrontacji i strajku.Akurat wtedy ogłoszono, że potrzebny jest jeden ochotnik doniebezpiecznego lotu.Wynagrodzenie w razie powodzenia było takie, że niejeden dałby się skusić,ale Rada Pięciu Tysięcy zadecydowała, że w związku z ostatnimi wydarzeniami nikt się nie zgłosi.Otworzyłem oczy i spojrzałem na biały sufit sali szpitalnej.Znowu żyję.Popatrzyłemwokół z niesmakiem, ale uważnie.Wszystko było w porządku, czyli tak jak w kontrakcie -separatka, stała kontrola bioelektroniczna, spokój, cisza i dyskretny komfort.Przede mną mrugałaoczkami światełek i ekranów aparatura diagnostyczna licząca każdy mój oddech, skurcz jelit iliczbę leukocytów.Przez okienko do dyżurki ujrzałem pielęgniarkę - wcale niezłą - i gdy tak gapiłem się nanią, jeden ze wskazników począł mleć w swych okienkach coraz większe liczby, aż w końcu cośzabrzęczało cicho.Ciśnienie krwi sto osiemdziesiąt.Widać w siostrze też coś zabrzęczało, bowidziałem, jak się podniosła szybko, a po chwili stanęła w drzwiach.Bez słowa obrzuciła mniepochmurnym spojrzeniem, a potem kręcąc tyłkiem - ciśnienie sto dziewięćdziesiąt - podeszła doaparatury, z którą byłem spięty całym pękiem różnokolorowych rureczek, i coś tam pokręciła.Domyśliłem się, że do moich płynów ustrojowych, które mogłem bez przeszkodyobserwować, jak wędrują leniwie owymi przewodami, wlała środek uspokajający.Jeszcze razspojrzała na mnie z nienawiścią i wyszła.Otrząsnąłem się, jakbym wyskoczył z zimnej wody.Jej wzrok podobny był do tego, jakimobdarzył mnie ów fałszywy policjant.Czyżby więc ona też? Nie, niemożliwe.Nie realizowałemdwóch kontraktów w tak krótkim odstępie czasu.To żadna przyjemność być mordowanym raz nadwa, trzy dni, zwłaszcza że mój instynkt samozachowawczy regenerował się znacznie szybciej -niemal błyskawicznie - niż ciało.Nie wiedziałem, ile czasu minęło od strzału z "buldoga", który rozłupał mi czaszkę.Sądzącz poprzednich moich doświadczeń, nie mogło to być więcej niż trzy doby.Nie miało to dla mniewiększego znaczenia, nigdzie się nie śpieszyłem.Czekałem.Skoro ponownie zmartwychwstałem,to mogłem być pewien, że już w tej chwili są o tym poinformowani wszyscy moi ludzie i zaraz siętu zjawią, by zdać stosowne sprawozdanie ze swych poczynań, gdy nie miałem ich na oku.Czekając na ten moment, zająłem się obejrzeniem czy raczej obmacaniem własnej głowy.Na lewejskroni Wyczułem zwykły opatrunek gazowy, przychwycony kilkoma plastrami na krzyż dozupełnie świeżej.skóry.Nie lubiłem jej dotyku, więc szybko cofnąłem rękę.Pod prawą łopatkę niechciało mi się sięgać.Po pierwsze nie było to wygodne, a po drugie irracjonalnie obawiałem siębólu, jaki to poruszenie mogło wywołać.Irracjonalnie - bo wiedziałem na pewno, że nic nie maprawa mnie zaboleć.Mimo to leżałem jak deska.Wreszcie w korytarzu dały się słyszeć jakieśgłosy, wśród których rozróżniłem tubalny śmiech d'Orcady.Zmiejesz się, bydlaku! - pomyślałem mściwie.- Za moje pieniądze się śmiejesz!Nie cierpiałem tych hien żerujących na moim wielokrotnym trupie, ale byli mi potrzebni, ad'Orcada szczególnie.Był znakomitym prawnikiem i wiedział o tym.Pociągało to za sobą tęniedogodność, że kazał sobie słono płacić za usługi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|