[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trurl nie ustawał w pracy i niebawem obiekt ów spoczął na trawie, wyzwolony z lodowych okowów.Okrywający go materiał twardy był jak szkło, ozdobiony rzędem złotych guzików, z jednej strony obramowany wyłożonym kołnierzem, z którego sterczała pałuba zakryta sukiennym okrąglakiem, z drugiego zaś końca wystawały słupy w futerałach.- Ani chybi Istota z Gwiazd! - zawołał podniecony Trurl.- Rury, jakie ma na nogach, zwą się sztylpami - widziałem podobne w atlasie starożytności u mego mistrza Kerebrona! To robot zamierzchły, zgoła archaiczny, ucz się i patrz! Przestań walić w bęben, bo mi uszy pękną! To jego kurta ozdobna, to kapelusz, a co dzierży w dłoniach? Pałki! Należą do bębna, bęben do nich, skąd wniosek, że mamy przed sobą dobosza! Czy podążasz za bystrym biegiem mojej myśli?- Nawet go wyprzedzam! - zawołała zuchwale maszynka.- Jeśli bęben i dobosz lecieli razem, znaczy to, że mieli wspólną trajektorię, nie byli jednak zamknięci w meteorach, bo one nie miewają tak zbliżonych torów, więc truskawki zniszczyła nam lodowa kometa! Skoro tak, są to trzy fragmenty jej jądra.Nie zdziwiłbym się ani trochę, gdyby w trzecim tkwił dyrygent albo czellista!- A to czemu, mój mądralo? - pytał zbity z pantałyku Trurl.- Ponieważ ta kometa musiała zawadzić ogonem o całą orkiestrę! To w każdym razie zupełnie prawdopodobne.- Nie ruszaj go! Nie dotykaj niczego! Siedź spokojnie, póki ci nie powiem, słyszysz? - rozeźlił się znowu Trurl, umocniwszy się zaś w zwierzchniej pozycji tym strofowaniem, przystąpił do dalszych oględzin Istoty.- Te sztylpy są z klamerkami - rzekł pouczająco.- Ale czemu materiał skamieniały? Ba, ba, wiadomo, zmarznięty na kość, jak i jego właściciel! Moglibyśmy go zbadać spektroskopem, uważasz, biorąc małe próbki, lecz poznamy wówczas tylko jego budowę chemiczną, a ta nie powie, w jaki sposób dostał się do lodowego grobu! Wsadzimy go do zmartwychwstajni, tak będzie najlepiej!Siedział w kucki nad Istotą z Gwiazd, głęboko zamyślony.- Gdyby się nam powiodło, będziemy mogli stawiać jej pytania i uzyskamy cenne odpowiedzi.Lecz jaką matrycę rezurekcji zastosować? Oto pytanie! Nie jest to przedstawiciel klasy Silicoidea, rząd Festinalentinae, ani cyberak, tym bardziej cyberyba.- Zwykły perskusista, mówię przecież! Najlepiej położyć go na piecu! - wrzasnęła swoje maszynka.- Cicho siedź! Robot robotowi nie równy.Umieszczenie na piecu nie jest żadną sztuką i nie wymaga interwencji wiedzy, jaką posiadam! Łatwo palnąć głupstwo! Bęben może być rekwizytem zbijającym z tropu, czyli kamuflażem, wtedy zabieg ożywienia okaże się nader niebezpieczny, jeśli to jest zabójczy maszynak, którego jakiś złowrogi budowniczy wysłał w Kosmos za upatrzonym - bo i tak bywa! Lecz z drugiej strony do podjęcia wskrzesicielskich zabiegów skłania imperatyw kosmicznej życzliwości, pojmujesz? Takim sposobem wprowadziłem w rzecz etykę.Może dowiemy się czegoś więcej, sięgnąwszy do trzeciej jamy!Jak powiedział, tak uczynił pod okiem bystrego Cyfranka, który przeszkadzał mu wciąż roztropnymi pytaniami, aż zgniewany Trurl jął walić młotem w lód coraz silniej.Rozległ się przeraźliwy trzask, rozkuwana bryła pękła na dwoje, a wraz z nią - zamknięty w niej okaz.Trurl aż zaniemówił na mgnienie.- To przez ciebie! Ażeby cię.- A życzliwość kosmiczna? - szepnął Franio, też mocno zresztą stropiony.Trurl patrzał dobrą chwilę w lśniące lakiery z klamrami, granatowe skarpety w czerwony prążek i zimne łydy, co wystawały, oczyszczone już, z połówki lodowego bloku.Nadzwyczajna schludność tych obiektów zafascynowała go.- Byłażby to istota oddająca cześć dolnym futerałom swoim? - rzekł, myśląc w głos.- Dziwne! Nie jestem też pewien, czy powiedzie się próba ożywienia rozdzielonych połówek.należałoby je pierwej złączyć na powrót!Przykląkłszy, z bliska przyjrzał się temu, co rozpękły miał w środku.Płaszczyzna przełomu lśniła lodowymi kryształkami, ukazując chaotyczne esy i floresy urządzeń wewnętrznych.Trurl podrapał się w głowę.- Czyżbyśmy mieli przed sobą istotę zbudowaną z kleju, jedną z tych, o jakich pisał starożytny cybermistyk Kliba - ber? Mieliżbyśmy przed sobą jednego z pratubylców Galaktyki, zamierzchłego Jełczaka, zwanego w legendach Człakiem? Tyłem światów przebiegł, w tylu systemach po - bywałem, a nie zdarzyło mi się jeszcze ujrzeć na własne oczy Myślącego Maślaka! O, muszę wszystkie siły przyłożyć, by wskrzeszenie się powiodło! Co za okazja do rozmowy na tematy ontologiczne, nie wspominając o minie, jaką zrobi twój wujek Klapaucjusz! Ale jakże bezładnie skonstruowany jest ten pęknięty! Biedny pęknisiu, zaiste gordyjskie masz wątpia, ani tu śruby założyć, ani klamry, i nie wiadomo, co do czego pasuje! Jeno ogólny stan za - lodzenia trzyma w kupie te wszystkie krętowidła i rosolisy!- Tato - rzekła maszynka, która zaglądała mu przez ramie - to nie jest Człak, Maślak ani Jełczak, tylko zwykły Chandroid!- Co? Jak? Nie przeszkadzaj! Co mówisz? Chandroid? Android chyba!- Nie, właśnie Chandroid, czyli android ogarnięty chandrą! Właśnie wczoraj wyczytałam o takich z encyklopedii!- Nonsens! Skąd możesz to wiedzieć?- Bo ma w ręku puchar.- Puchar? Jaki puchar? To tam w lodzie? A rzeczywiście! No i co z tego?- W takim pucharze podają zwykle cykutę, więc skoro sam chciał ją wypić, jest niedokonanym samobójcą, a skąd chęci suicydalne, jeśli nie od taedium vitae, czyli od chandry?- Zbyt ryzykowne sylogizmy! Niepoprawnie rozumujesz! Nie tak cię uczyłem! - wyrzucał z siebie Trurl pospiesznie, dźwigając blok lodowy, który zawierał korpus Chandroida.- Nie czas teraz zresztą na takie rozważania.Idziemy na górę!- Do pieca? - spytała maszynka, podskakując na miejscu w największym podnieceniu.- Do pieca, do pieca!- Nie do pieca, lecz na zapiecek! - sprostował Trurl.Przed ułożeniem Chandroida na zapiecku wziął się do żmudnej pracy anterowania.Przysuwał atomy do atomów drętwiejącymi rękami, bo musiał pracować w sztucznym mrozie, miał też chwile poważnych wątpliwości, co do czego należy, taki panował w Chandroidzie bałagan, na szczęście mógł się orientować według powierzchni, to jest sukiennego odzienia, bo obszyte skórą guziki wyraźnie wskazywały, gdzie przód, a gdzie tył.Kiedy położył obie istoty w cieple, zeszedł do pracowni, aby pokartkować na wszelki wypadek Wstęp do Wskrzeszalnictwa.Ślęczał nad książkami, gdy na piętrze rozległy się łomotania.- Zaraz! Zaraz - krzyknął Trurl i pobiegł na górę.Robot w sztylpach siedział na przypiecku, obmacując się ze zdziwieniem, Chandroid zaś jak długi leżał na podłodze, pragnąc bowiem wstać, stracił równowagę i upadł.- Szlachetni przybysze! - ozwał się z progu Trurl - witam was w moim domu! Zamknięci w lodowych bryłach, spadliście do mego ogrodu, rujnując mi truskawki, czego nie mam wam wszakże za złe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl