[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Mam nadzieję, że będzie go pan nadal spełniał.Ale dlaczego jest pan w tak niestosownym, szczególnie tutaj, ubraniu?— Oto, wasza królewska mość, moje usprawiedliwienie.Wyjął z kieszeni tajny dokument i z pełnym uszanowania ukłonem wręczył królowi.Monarcha podszedł do okna, czytał i czytał, wreszcie skończył i podał pismo von Bismarckowi:— Czytaj pan, ekscelencjo! Podporucznik istotnie przyniósł nam bardzo ważną wiadomość.Przez cały czas Bismarck stał, jakby kij połknął i nie patrzył na Ungera.Wziął dokument i przejrzał.Jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych uczuć, raczył tylko uważnie spojrzeć na Kurta.— Panie podporuczniku, jak pan to zdobył?— Podstępem oczywiście, ekscelencjo.Po prostu ukradłem.Minister się uśmiechnął.— Co pan nazywa kradzieżą?— Przywłaszczenie cudzej własności.— W takim razie oczyszczę pana z winy.To przywłaszczenie jest w pełni usprawiedliwione.Kto był posiadaczem tego dokumentu?— Generał Douai dał go człowiekowi, który uchodzi za Amerykanina, a w rzeczywistości jest szpiegiem Hiszpanii.— Gdzie przebywa?— Tu, w Berlinie, w gospodzie zwanej „Magdeburskim Dworem”.Jeżeli wasza królewska mość i ekscelencja pozwolą, opowiem wszystko po kolei.— Prosimy — zachęcił król.Kiedy Kurt skończył mówić, król podszedł do niego, uścisnął mu dłoń i powiedział:— Wyświadczył mi pan wielką przysługę, podporuczniku.Dziękuję panu.Słusznie pan zrobił, zabierając oryginał.Cieszy mnie, że służy pan w mojej gwardii.I nie zapomnę o panu.A teraz żegnam pana… Muszę wydać rozkaz aresztowania Douaiego i Shawa.Ponownie wyciągnął rękę do Kurta, a ten ją ucałował.Także von Bismarck podszedł do Ungera i uścisnął mu dłoń ze słowami:— Podporuczniku! Lubię ludzi roztropnych i jednocześnie zdecydowanych na wszystko.Rozumie się samo przez się, że musi pan zachować pełną dyskrecję.Nikt nie powinien się dowiedzieć, co pana sprowadziło do jego królewskiej mości.Na pewno jeszcze nieraz się zobaczymy.A teraz idź z Bogiem!Kurt wyszedł.Nigdy jeszcze nie był tak szczęśliwy! Tyle serdecznych słów usłyszeć od króla i „żelaznego” kanclerza! Co go teraz obchodzą przeciwnicy, począwszy od generała, a skończywszy na najmłodszym podporuczniku.Szedł przed siebie zatopiony w rozmyślaniach, aż wreszcie spostrzegł, że idzie w złym kierunku.Wsiadł do dorożki i pojechał do domu.Wszyscy siedzieli w salonie i oczekiwali go z niecierpliwością.Posypały się życzliwe wymówki.— Co robiłeś tak długo?— Sądziliśmy, że wyjdziesz z szynku, a tymczasem przyjechałeś dorożką!— Gdzie właściwie byłeś?— Nie odgadniecie! W tym stroju, a wiejski nauczyciel lepiej się ubiera, byłem… u króla!— Niemożliwe!— U króla i Bismarcka!— Żartujesz! — żachnął się don Manuel.Różyczka spojrzała w rozjaśnione oczy towarzysza zabaw dziecięcych.Znała go dobrze.— On nie żartuje! — zawołała.— Naprawdę był u króla!— Niech jeszcze raz to usłyszę z ust Kurta! — poprosiła jej matka.— Byłem u króla — powtórzył z poważną miną.— Mój Boże, w tym ubraniu! — zmartwił się hrabia.— Ale po co? Dlaczego? I jak do tego doszło?— Nie mogę powiedzieć.Przyrzekłem całkowitą dyskrecję i dlatego proszę, abyście nikomu o tym nie mówili.Dodam tylko, żeby was uspokoić, że pożegnano mnie serdecznie.Udało mi się bowiem wyświadczyć królowi pewną przysługę.— To cudowne! — cieszyła się Różyczka.Jej radość tak wzruszyła Kurta, że dodał:— Na audiencji wiele opowiadałem o Hiszpanii, o tragediach i troskach rodu Rodrigandów.Możemy mieć nadzieję, że dzięki królewskiej opiece rozwiążemy wszystkie nasze problemy.— Oby Bóg dał! — na smutnej twarzy Rosety Sternau pojawił się uśmiech.— Ale poszedłeś przecież do gospody, aby wybadać tego Landolę.Co się z nim stało?— Właśnie teraz go aresztują.Kurt mylił się jednak.Podczas gdy rozmawiał z bliskimi w willi hrabiego, Landola vel Shaw wrócił do gospody po spotkaniu z posłem rosyjskim.Wszedłszy do pokoju, prawie natychmiast otworzył kuferek, aby jeszcze raz przeczytać dokument i to dokładniej, niż to zrobił w obecności generała Douaiego.Z wrażenia aż się cofnął — wąskiego zeszytu nie było.Trzęsącymi się rękami zaczął przerzucać wszystkie papiery.Szukał w pokoju, nawet pod łóżkiem i kanapą, choć dobrze pamiętał, że zeszyt zamknął w kufrze.Wszystko na próżno.Zadzwonił.Zjawiła się kelnerka.Już wcześniej zabrała spod dywanu zapasowy klucz i pieniądze.— Czy był tu ktoś podczas mojej nieobecności? — zapytał.— Nie, nikt nie pytał o pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl