[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiadomość nadana przez wieżę bębnów do Keroonu poinformowała i jego, i wszystkie osoby potrafiące odczytać kod, że „sytuacja jest pod kontrolą”.Dołączono do niej krótkie, czytelne tylko dla harfiarzy zaproszenie dla lorda Kashmana na spotkanie na Lądowisku.Nie wyjaśniono też, co dokładnie oznacza zwrot „pod kontrolą”.Drukarnia Tagetarla mieściła się w przebudowanym magazynie na pomocnym brzegu Szerokiej Zatoki.Dobrze było z niej widać przypływające i odpływające z portu statki, ale nie sposób było wy—patrzeć smoki lądujące w Warowni i startujące z niej w niebo.Tagetarl, obdarzony bystrym wzrokiem, dostrzegł gorączkową aktywność na nabrzeżu; przygotowane do załadunku towary przenoszono z powrotem do magazynów.Nie potrzebował cennej, składanej lunety, by spostrzec, że na tuzinie albo więcej statków wciągano barwne żagle; wiedział, że niektóre z nich nie zostały jeszcze załadowane.Przez cały ranek czuło się napięcie w każdej fali, która uderzała 0 brzeg.Wichury szalejące na wschód lub na zachód od Czubka Neratu nieraz pędziły z hukiem wzdłuż wybrzeży Igenu i w górę ogromnej Zatoki Keroonu.Tego dnia Tagetarl często znajdował preteksty, by przerywać pracę i obserwować co się dzieje na zatoce.Statki odpływały na południe przez szerokie główki portu, wyraźnie kierując się w górę zatoki.W bezpieczne miejsce.Szelest odzieży przypomniał mu, że posłaniec wciąż jeszcze tam stoi.— Przepraszam… — ugryzł się w język; o mało nie powiedział „synu”, a przed nim stała dziewczynka.Jeszcze się nie przyzwyczaił do tego, że zielonym jeźdźcem może być też kobieta.Wyglądała na bardzo niepewną siebie, a zarazem dumną; widział już taki wyraz twarzy, gdy młodemu uczniowi udawało się prawidłowo odegrać skomplikowany zapis muzyczny.W jednej ręce miętosiła hełm do jazdy, a w drugiej trzymała cienką kartkę z wiadomością.Na kurtce miała zielony węzeł oznaczający weyrzątko.— Przepraszam, zielona jeźdźczyni.Czy w Monako wszystko w porządku?— Bardzo mokro, Mistrzu — zająknęła się dziewczynka.— Mam ci to przekazać.Dziwne.Grzecznościowe pytanie wywołało lęk i niepokój na drobnej twarzyczce.— To bardzo pilna sprawa, Mistrzu Drukarski.Muszę poczekać, aż skończysz.— Aha, musisz poczekać? — uśmiechnął się dobrotliwie.Nie miała więcej niż szesnaście Obrotów.Ciekawe, czy to pierwsza dłuższa wyprawa tego weyrzątka.W dodatku chyba była bardzo zmęczona.No cóż, wiadomości z Monako wyjaśnią, dlaczego wokół panuje takie napięcie i dlaczego lorda Kashmana wezwano na Lądowisko.Naturalnie nowy Władca Warowni może nie znać procedur, stosowanych w przypadku poważnych katastrof.— Proszę pana, gdzie mam zaczekać?— Siadaj tu, panno, bo zaraz się przewrócisz — wskazał gestem stołek i otworzył kopertę.— Od F’lara? — wykrzyknął, rozpoznając nieporządny charakter pisma, choć jeździec wyraźnie bardzo się starał, by wiadomość dało się odczytać.„Tag, pilna prośba o opublikowanie faktów.Powinna trafić w głąb lądu, tam gdzie nie dotarły lotne patrole jeźdźców z ostrzeżeniem.Dystrybucją zajmą się kurierzy.Daj posłańcowi na smoku sto sztuk dla Neratu.Proszę, poproś Mistrza Stacji w Keroonie o rozesłanie następnej setki.Po resztę przyślemy jeźdźców.Pospiesz się”.Ostatnie słowo kilkakrotnie podkreślono.Irytacja, z jaką Tagetarl powitał te nie dopuszczające sprzeciwu rozkazy, natychmiast zniknęła, gdy przeczytał materiał przeznaczony do druku.Tekst napisano ręcznie, ale innym, bardziej czytelnym charakterem pisma.— Rosheen! Włącz dużą prasę! — krzyknął w głąb hali.— Coo?! — napłynęła odpowiedź.Zaczął wykrzykiwać rozkazy głosem, jaki jego małżonka nazywała „harfiarskim”, tak że było go słychać w hali i poza nią.— Uczniowie! Będę potrzebował dużych arkuszy ogłoszeniowych.Sprawdzić pojemniki z tonerem! — zawołał, a potem zwrócił się do zielonej jeźdźczyni.— Gdzie twoja smoczyca?— Ptath jest na dziedzińcu.F’lar powiedział, że się zmieścimy.Dlatego wybrali mnie jako posłańca.Kiedy dotarłam już nad zatokę, bez trudu znalazłam Cech Harfiarzy.Mam na imię Danegga.Chyba nikt się nie zdenerwował, że smok ląduje mu nad głową — dodała z uroczą naiwnością.— My tu w Cechu Harfiarzy jesteśmy przyzwyczajeni do gości, Daneggo.Chyba jesteś zmęczona i powinnaś coś zjeść.Pomiędzy jest zimno — powiedział z zachęcającym uśmiechem.— To twoje pierwsze zlecenie poza Monako, Daneggo? Niezła przejażdżka.Czy w Weyrze Monako były duże szkody?Twarz dziewczyny wykrzywiła się z bólu, a do oczu napłynęły jej łzy, ale dumnie wyprostowała ramiona.— Mówią, że woda się wycofa.Odbudujemy wszystko, Mistrzu Drukarzu.Uratowaliśmy wszystkich ludzi i tyle rzeczy, ile się dało załadować na smoki.— Doskonale się sprawiliście, Daneggo.Naprawdę doskonale.Teraz biegnij do kuchni, nos cię zaprowadzi.Na ogniu zawsze jest zupa, a rano upiekliśmy świeży chleb.Może nawet uda ci się zdrzemnąć, gdy ja będę drukował.Monako będzie z ciebie dumne.— Dziękuję panu, bardzo dziękuję! — Odwróciła się i prawie wpadła na Rosheen.Dygnęła, żeby ją przeprosić.Rosheen podeszła do Tagetarla, który natychmiast złapał ze stołu wiadomość od Flara, nie dopuszczając, by ją przeczytała.— Zabierajmy się oboje za składanie pierwszej wersji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl