[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obszedł stół dookoła i popatrzyłz innego kąta.68  Całkiem niezły  stwierdził w końcu. Skąd wziąłeś oktaryny? To tylko dobre ramtopowe kryształy  wyjaśnił Spelter. Dałeś się oszu-kać, prawda?Kapelusz był wspaniały.Spelter doszedł nawet do wniosku, że wyglądał lepiejniż oryginał.Stary kapelusz nadrektora byt mocno wytarty, złota nitka pociemnia-ła i pruła się miejscami.Replika okazała się znacznie bardziej udana.Miała styl. Szczególnie podobają mi się koronki  pochwalił Carding. Trwało to całe wieki. Dlaczego nie spróbowałeś czarów?Carding pstryknął palcami i pochwycił wysoką, oszronioną szklankę, którapojawiła się nagle w powietrzu.Pod papierową parasolką i owocową sałatką za-wierała jakiś lepki i kosztowny alkohol. Nie działały  odparł Spelter. Jakoś nie udawało się, hm, zrobić tegoprawidłowo.Musiałem ręcznie przyszywać każdy cekin.Chwycił pudło.Carding chrząknął do szklanki. Nie chowaj jeszcze  poprosił i wyjął je z rąk kwestora. Zawsze chcia-łem go przymierzyć.Stanął przed zwierciadłem wiszącym na ścianie gabinetu i z szacunkiem wło-żył kapelusz na swoje niezbyt czyste kędziory.Dobiegał końca pierwszy dzień czarodzicielstwa i magowie zdążyli już prze-mienić wszystko oprócz siebie.Wszyscy próbowali, po cichu, kiedy myśleli, że nikt nie patrzy.Nawet Spelterzaryzykował, zamknięty w swoim gabinecie.Udało mu się odmłodnieć o dwa-dzieścia lat i zyskać tors, o który można by kruszyć kamienie.Ale gdy tylko osła-bła jego koncentracja, w bardzo niemiły sposób osunął się z powrotem do starego,znajomego kształtu i wieku.W formie człowieka jest coś elastycznego.Im silniej odrzucają od siebie, tymszybciej powraca.I podobnie jak z gumą, najgorsze jest samo uderzenie.Kolcza-ste żelazne kule, miecze i wielkie ciężkie kije nabijane gwozdziami uważa siępowszechnie za przerażające narzędzia walki.Są jednak niczym w porównaniuz dwudziestoma latami, przyłożonymi nagle ze sporą siłą do potylicy.To dlatego, że czarodzicielstwo nie oddziaływuje na obiekty, które są w swejistocie magiczne.Mimo to magowie dokonali kilku ważnych udoskonaleń.SzataCardinga, na przykład, stała się jedwabna z koronkowymi ozdobami  szczytkosztownego bezguścia.Nadawała mu wygląd czerwonej galarety udrapowanejbiałymi serwetkami. Pasuje, nie sądzisz?  zapytał Carding.Poprawił nieco rondo, układająckapelusz w odrobinę niewłaściwy łobuzerski sposób.Spelter nie odpowiedział.Wyglądał przez okno.Rzeczywiście, nastąpiło kilka zmian.Mieli za sobą pracowity dzień.69 Dawne kamienne mury zniknęły.Teraz stały tam dość ładne balustrady.Pozanimi skrzyło się miasto  poemat białego marmuru i czerwonej terakoty.RzekaAnkh nie była już zamulonym ściekiem, który znał od dzieciństwa, ale migotliwą,przejrzystą jak szkło wstęgą, w której  miły akcent  białe karpie poruszaływargami, pływając w wodzie czystej jak topniejący śnieg.11Widziane z góry Ankh-Morpork musiało pewnie oślepiać.Błyszczało.Kurzwieków został wymieciony.Spelter poczuł się dziwnie niepewnie, nie na miejscu.jakby nosił noweubranie, które drapało skórę.Oczywiście, nosił nowe ubranie, które drapało skórę,jednak problem polegał na czymś innym.Zwiat byt bardzo ładny, dokładnie taki,jakim być powinien, a jednak.jednak.Czy rzeczywiście pragnął zmiany, za-stanowił się, czy też chciał jedynie poustawiać wszystko wygodniej? Mówiłem: czy nie sądzisz, że leży jak ulał?  powtórzył Carding.Spelter odwrócił się i spojrzał tępo. Hm? Kapelusz, człowieku! Aha.Hm.Bardzo.bardzo odpowiedni.Carding z westchnieniem zdjął z głowy barokowe nakrycie i ostrożnie umie-ścił je w pudle. Lepiej mu zanieśmy  powiedział. Zaczyna o niego wypytywać. Wciąż się zastanawiam, gdzie jest prawdziwy kapelusz  wyznał Spelter. Tutaj  odparł stanowczo Carding, stukając o wieko. Chodziło mi, hm, o prawdziwy. To jest prawdziwy. Chodziło. To jest kapelusz nadrektora  rzekł z naciskiem Carding. Sam powi-nieneś wiedzieć.Przecież go zrobiłeś. No tak, ale. zaczął nieszczęśliwym tonem kwestor. W końcu nie przyłożyłbyś ręki do fałszerstwa, prawda? No nie, hm, w zasadzie. To zwyczajny kapelusz.Jest tym, za co ludzie go uważają.Widzą, że nosigo nadrektor i sądzą, że to oryginalny kapelusz.I w pewnym sensie jest nim.Rzeczy definiowane są przez pełnione funkcje.Ludzie też, ma się rozumieć.Topodstawowa zasada magii. Carding urwał dramatycznie i wcisnął pudło w ręceSpeltera. Cogitum ergot capelussi, można by powiedzieć.Spelter starannie studiował dawne języki i podjął wysiłek umysłowy. Myślę, więc jestem kapeluszem?  zaryzykował.11Naturalnie, obywatele Ankh-Morpork zawsze utrzymywali, że woda w rzece i tak jest niewia-rygodnie czysta.Musi taką być woda, która przeszła przez tyle nerek.70  Co?  zdziwił się Carding, kiedy ruszyli schodami ku nowemu wcieleniuGłównego Holu. Myślałem, że jestem zwariowanym kapeluszem  zasugerował Spelter. Przymknij się, dobrze?* * *Mgiełka wciąż wisiała nad miastem; jej zasłony, srebrzyste i złote, zmieniałysię na krwawe w świetle zachodzącego słońca, wpadającym przez okna do sali.Coin siedział na stołku z laską na kolanach.Spelter uświadomił sobie, że anirazu nie widział chłopca bez niej, co było niezwykłe.Magowie na ogół trzymaliswoje laski pod łóżkiem albo wieszali nad kominkiem.Laska w ogóle mu się nie podobała.Była czarna, ale nie dlatego, że taki miałakolor, a dlatego, że zdawała się ruchomą szczeliną do jakiegoś innego, bardzonieprzyjemnego systemu wymiarów.Nie posiadała oczu, a jednak miał wrażenie,że wpatruje się w niego, jakby wiedziała o jego najbardziej sekretnych myślach,co w tej chwili oznaczało, że wie więcej niż on.Dreszcz go przebiegł, kiedy przeszli przez salę i wyczuł płynący od siedzącejpostaci podmuch pierwotnej magii.Wokół chłopca zebrało się kilkudziesięciu najstarszych magów.Z podziwemwpatrywali się w podłogę.Spelter wyciągnął szyję i zobaczył.Zwiat.Pływał w kałuży nocy wtłoczonej jakoś w posadzkę.Spelter wiedział z przerażającą pewnością  że to naprawdę świat, nie obraz czy zwykła pro-jekcja.Były tam pasma chmur i wszystko.Były lodowate pustkowia Krain Osio-wych, Kontynent Przeciwwagi, Okrągłe Morze, Wodospad Krańcowy.Wszyst-ko maleńkie, w pastelowych barwach, a mimo to rzeczywiste.Ktoś coś do niego mówił. Hm?  zapytał, a wtedy nagły spadek metaforycznej temperatury przywo-łał go na powrót do rzeczywistości.Ze zgrozą uświadomił sobie, że Coin skiero-wał do niego jakąś uwagę. Słucham?  poprawił się. Przepraszam, ale ten świat.Taki piękny. Nasz Spelter jest estetą  zauważył Coin.Zabrzmiały zduszone śmiesz-ki jednego czy dwóch magów, którzy wiedzieli, co oznacza to słowo. Ale codo świata, to można go poprawić.Mówiłem, Spelter, że gdziekolwiek spojrzy-my, widzimy okrucieństwo, odczłowieczenie i chciwość.Wynika z tego, że światrządzony jest fatalnie.Czyż nie?Spelter świadom był skierowanych na siebie dwudziestu par oczu. Hm. zaczął niepewnie. Nie możesz zmienić ludzkiej natury.71 Zaległa martwa cisza.Spelter zawahał się. Możesz? O tym trzeba się dopiero przekonać  wtrącił Carding. Ale jeśli odmie-nimy świat, zmieni się także ludzka natura.Czy nie mam racji, bracia? Miasto jest nasze  odparł jeden z magów. Ja sam stworzyłem za-mek. Władamy miastem, ale kto rządzi światem?  przerwał mu Carding [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl