[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.aż wreszcie poczuła pod nogami grunt! Uderzyła butami o ziemię, potem zatrzymała się i zaczęła się wyplątywać z pasów.Kiedy się uwolniła, musiała się schylić pod naporem wiatru; chociaż pył był tu rzadszy, i tak chłostał ją niemiłosiernie i Nadia znowu doznała dawnego wrażenia pustki.Krajobraz wokół niej poruszał się falami to w tył, to w przód, a szybkość pędzącego pyłu dezorientowała - na Ziemi tak szybki wiatr niczym tornado porwałby po prostu istotę ludzką w górę i rzucił nią jak źdźbłem trawy.Tutaj jednak można się było utrzymać na powierzchni, jeśli się tylko wiedziało, jak to robić.Arkady powoli opuszczał sterowiec na linie kotwicznej i teraz maszyna górowała nad Nadią jak zielony dach, pod którym było niesamowicie ciemno.Nadia odłączyła część przewodów od turbośmigieł na końcach skrzydeł, przywiązała je do sterowca i podłączyła do styków w środku, pracując w pośpiechu, aby jak najmniej narażać je na kontakt z pyłem i szybko wydostać się spod “Grotu Strzały”, który bez przerwy podskakiwał na wietrze.Z trudem drążyła otwory w spodzie szkieletu gondoli i przymocowywała śrubkami jeden po drugim dziesięć wiatraków.Kiedy mocowała przewody wiatraków do plastykowego kadłuba, cały sterowiec zaczął opadać tak szybko, że musiała runąć na twarz i rozciągnąć się płasko na zimnej ziemi.Spadła akurat na świder, który niemal wbił jej się w żołądek.- Cholera! - wrzasnęła.- Co się stało?! - odkrzyknął zaniepokojony Arkady przez interkom.- Nic - odparła, podnosząc się i wiążąc przewody szybciej niż kiedykolwiek dotąd w życiu.- Ta pieprzona maszyna.to jest jak praca na trampolinie.- Potem, gdy skończyła, wiatr wzmógł się jeszcze bardziej i musiała się niemal wczołgiwać do przegrody kadłubowej.Chrapliwie sapała.- Ten cholerny potwór niemal mnie zmiażdżył! - krzyknęła do Arkadego bardzo głośno, mimo że zdjęła już hełm.Arkady starał się odczepić kotwicę, a Nadia słaniając się chodziła po gondoli.Zbierała zbędne przedmioty i zanosiła je do komory bombowej: lampę, materac, większość przyborów do gotowania i jedzenia, kilka książek, wszystkie próbki skał.Wyrzucała je po kolei przez luk komory na powierzchnię planety i myślała, że gdyby jakiś podróżnik kiedyś dotarł do powstałego w ten sposób stosu, z pewnością zastanawiałby się, co się tu, u diabła, zdarzyło.Żeby odczepić kotwicę, musieli uruchomić oba śmigła na pełne obroty, a kiedy wreszcie udało się im to zrobić, oderwali się i lecieli jak liść gnany listopadowym wiatrem.Nie wyłączali nadal śmigieł, ponieważ chcieli możliwie najszybciej uzyskać odpowiednią wysokość.Pomiędzy Olympus Mons i Tharsis znajdowało się kilka małych wulkanów i Arkady chciał przelecieć kilkaset metrów nad nimi.Ekran radiolokatora pokazywał równomiernie opadający za nimi Ascraeus Mons.Wiedzieli, że gdy znajdą się od niego daleko na północ, będą mogli skierować się na wschód i spróbować obrać kurs wokół północnej ściany Tharsis, a potem ku Underhill.Jednak po kilku długich godzinach zauważyli, że silny wiatr pcha sterowiec nieuchronnie na północne zbocze Tharsis, tak że nawet kiedy całą mocą kierowali się ku południowemu wschodowi, w najlepszym razie poruszali się tylko na północny wschód.Podczas ich wysiłków, aby lecieć pod wiatr, biedny “Grot Strzały” szamotał się jak lotnia, rzucając gondolą w górę i w dół, jakby gondola była naprawdę przymocowana do spodu trampoliny.I mimo usilnych starań, wciąż nie poruszali się w pożądanym kierunku.Znowu zapadła ciemność.Wiatr nadal unosił statek na północny wschód.Wiedzieli, że podążając tym kursem, miną Underhill o kilkaset kilometrów, a dalej nie będzie już nic: żadnych kolonii, nigdzie schronienia.Wichura rzuci ich nad Acidalię, na Vastitas Borealis, na puste kamienne morze czarnych wydm.Nie mieli wystarczającej ilości jedzenia ani wody, aby okrążyć całą planetę jeszcze raz i znowu spróbować skierować statek do Underhill.Z nieznośnym uczuciem, że ma wszechobecny pył w ustach i oczach Nadia weszła do kuchni i przyrządziła dla siebie i Arkadego posiłek.Była potwornie wyczerpana i, co sobie uprzytomniła, kiedy zapach jedzenia rozszedł się po kuchni, straszliwie głodna.Miała także ogromne pragnienie, a regenerator wody działał przecież na hydrazynie.Myśląc o wodzie, przypomniała sobie pewien fakt z wyprawy na biegun północny: pęknięty zmarzlinowy chodnik i biały wyciek wodnego lodu.Czy mogło to mieć dla nich teraz jakiekolwiek znaczenie?Wróciła z trudem do kabiny pilota, wspierając się przy każdym kroku o ścianę.Razem z Arkadym zjedli zabrudzony pyłem posiłek, każde zatopione we własnych myślach.Arkady uważnie obserwował ekran radaru; nic nie mówił, ale był bardzo skoncentrowany.Ach, coś sobie uświadomiła.- Słuchaj - odezwała się.- Gdybyśmy zdołali odebrać sygnały z transponderów na naszej drodze do Chasma Borealis, moglibyśmy się opuścić i wylądować przy niej.Underhill wysłałoby wówczas po nas automatyczny rover.Tym łazikom nie przeszkadza żadna burza, jadą po prostu wyznaczoną trasą.Moglibyśmy zamocować “Grot Strzały” i wrócić do domu.Arkady popatrzył na nią, przeżuwając w zamyśleniu jedzenie.- Niezły pomysł - rzekł po chwili.Gdyby tylko rzeczywiście udało im się zlokalizować sygnały z drogi transponderowej.Arkady włączył radio i zadzwonił do Underhill.Połączenie co chwila się przerywało, zakłócane wyładowaniami atmosferycznymi równie gwałtownymi jak siła burzy pyłowej, ale na szczęście jakoś zdołali się porozumieć.Całą noc spędzili na naradach z ludźmi w bazie, na dyskusjach o częstotliwości, szerokości pasma i gęstości pyłu, co mogło zakłócić i tak dość słabe sygnały urządzeń odzewowych, i o tym podobnych kwestiach.Ponieważ transpondery były zaprojektowane wyłącznie po to, by dawać sygnały łazikom, które znajdowały się w pobliżu i w dodatku na powierzchni, usłyszenie ich z góry mogło stanowić pewien problem.Underhill potrafiło wprawdzie określić z maksymalną dokładnością ich pozycję, na tyle dobrze, aby powiedzieć im, kiedy mają obniżyć lot, a ich własna mapa radiolokacyjna również mogła im dać ogólny namiar drogi, wiedzieli jednak, że żadna z tych metod nie jest stuprocentowo pewna i będzie niemal niemożliwością znalezienie drogi w burzy, jeśli nie wylądują dokładnie na niej.Gdyby opadli o dziesięć kilometrów w którąkolwiek stronę, nikt by ich nie odnalazł.Sytuacja byłaby o wiele bezpieczniejsza, gdyby usłyszeli sygnały transponderowe i podążyli ku nim w dół.W każdym razie Underhill wysłało automatycznego rovera drogą na północ.Miał pojechać w strefę, gdzie sterowiec powinien dolecieć w przeciągu około pięciu dni; przy ich obecnej prędkości - teraz prawie trzydziestu kilometrów na godzinę - powinni dotrzeć do tej drogi w ciągu czterech dni.Kiedy zostały uzgodnione już wszystkie kwestie, ustalili kolejność wacht na resztę nocy.Nadia spała niespokojnie w wolnych chwilach, ale większość czasu spędzała po prostu leżąc na łóżku; niemal każdym nerwem czuła wstrząsający sterowcem wiatr.Okna były tak ciemne, jak gdyby zaciągnięto na nich zasłony; ryk wichury brzmiał niczym huczenie pieca gazowego, a od czasu do czasu przypominał wycie upiorów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl