[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja tu się jeszcze nie urodziłem, a wy się kłócicie o głupich obcych.- Może się zastanowimy, co zrobiliśmy, że zmieni­liśmy przyszłość? – zaproponował Johnny.- Praktycznie wszystko.- Kirsty była wyraźnie zniechęcona.- A Bigmac jeszcze zostawił mnóstwo rzeczy na posterunku.- Strzelali do mnie.- Brutalna prawda jest taka, że cokolwiek z tego, co zrobiliśmy, mogło zmienić przyszłość.- Yo-less też nie tryskał optymizmem.- Mogliśmy wpaść na ko­goś, kto się spóźnił przez to o pięć sekund z przejściem przez ulicę i samochód go rozjechał.To tak jak z tym rozdeptaniem dinozaura.Najmniejszy drobiazg może zmienić całą naszą historię.- Bzdura! - oburzył się Bigmac.- Rzeka zawsze płynie w tę samą stronę, niezależnie, w którą stronę płyną ryby.- Eee.- odezwał się Wobbler.- Był tam smar­kacz.Powiedział to w specyficzny, powolny sposób, tonem kogoś, kto się boi, że właśnie odkrył coś naprawdę ważnego.- Jaki smarkacz? - zainteresował się Johnny.- Jakiś smarkacz.Uciekał z domu czy coś.nie: uciekał do domu.Taki w portkach do kolan i z mu­chami w nosie.- Co znaczy „uciekał do domu”?- No bo narzekał, że go tu ewakuowali i że ma tego wszystkiego dość i ucieka do Londynu, czyli do domu -wyjaśnił niechętnie Wobbler.- Tyle że potem zaczął za mną leźć, rzucać kamieniami i wyzywać od szpie­gów.Pewnie dalej się tam kręci.Pobiegł tą ulicą, tam.- Paradise Street? - upewnił się Johnny.- Chyba.a co z nią?- zaniepokoił się Wobbler.- Będzie w nocy zbombardowana - oświeciła go Kirsty.- Johnny ma na tym punkcie hopla.- Że też Niemcom chce się marnować bomby na takiego - zdziwił się Wobbler.- On był praktycznie po ich stronie.- Jesteś pewien, że to była Paradise Street? - spy­tał Johnny.- Masz tam jakichś krewnych? Dziadków albo pradziadków?- Skąd mam wiedzieć? Przecież oni żyli wieki temu!- No dobrze.- Johnny spróbował się uspokoić, co po paru głębszych oddechach mu się udało.- Nnnie wiem! - Wobbler poczuł się w obowiązku rozwinąć temat.- Jeden z moich dziadków żyje w Hisz­panii, a drugi zginął, zanim się urodziłem!- Jak? - Kirsty przejęła rolę inkwizytora.- Spadł z motoru w 1971 roku.- Wobbler nagle się uspokoił.- Widzicie, wszystko w porządku.- Wobbler, nic nie jest w porządku - westchnął Johnny.- Gdzie on mieszkał?Wobblerem zaczęło trząść, co było normalną reak­cją na nadmiar wrażeń.- Nie wiem! Pewnie w Londynie.tata mówi, że dziadek był tu w czasie wojny, a potem przyjechał z wi­zytą i spotkał babcię.ek.ek!- Nie przerywaj sobie - zachęcił go Johnny.- Ek!.Ek!.- Wobbler wyraźnie się zaciął.- Ile on miał lat, kiedy zginął? - Yo-less uznał za stosowne włączyć się w przesłuchanie.- Ek! Czterdzieści, tak mówił tata.Motor kupił sobie na urodziny.- To w 1941 roku miałby z dziesięć lat.- mruk­nął Johnny.- Ek!.Ek!- Myślisz, że to ten smarkacz? - sprecyzował Yo-less jako szybszy z matematyki.- No! Jeszcze może miałem go zapytać, czy nie zamierza być moim dziadkiem? - rozzłościł się nagle Wobbler.- I poradzić, żeby trzymał się z dala od mo­torów?Johnny z pojemnika na maskę przeciwgazową wyjął mocno zużytą stertę papierów i zaczął je przeglądać.- On podał może jakieś nazwisko? Ten smarkacz, znaczy się?- Ek!.Jakąś panią Density! - Wobbler wymusił na swojej pamięci niebywały wysiłek.- Numer jedenasty.- Johnny wyjął fotokopię ja­kiegoś artykułu.- Mieszkała z córką Gladys.- Moja babka miała na imię Gladys! - bąknął Wobbler.- Chcesz powiedzieć, że ponieważ on nie uciekł do Londynu, to zginie tej nocy i przez to się nie uro­dzę?- Całkiem możliwe - stwierdził Yo-less.- To co się ze mną stanie?- Będziesz musiał tu zostać - odparł Johnny.- Ani mowy! Tu jest okropnie! W kinie grają same starocie i to czarno-białe.W knajpie na tablicy pisze, że podają „Mięso i dwa warzywa”; co to ma być za jedzenie? Nawet Hongkong Henry pisze, jakie mięso! A wszyscy się tu ubierają, jakby przyjechali z Rosji albo innej Polski! Tu można oszaleć!- Mój dziadek zawsze mówił, że jak był mały, to dopiero mieli fajnie, choć nic nie mieli - zaoponował Bigmac.- Każdy dziadek tak mówi - zgasiła go Kirsty.-To odruchowe, tak samo jak stwierdzenie: „Co? Pięć­dziesiąt pensów za batonik?! Jak ja byłem w twoim wieku, to kupowałem takie za sześciopensówkę i jesz­cze dostawałem resztę!”- Oni mieli fajnie, bo nie wiedzieli, czego nie mają -zauważył Johnny.- A ja wiem - westchnął Wobbler.- Wiem o jedze­niu, które ma więcej niż dwa kolory, o stereo, o uczci­wej muzyce, o.no, o wszystkim.I chcę do domu!Wszyscy odruchowo spojrzeli na Johnny’ego.- Ty nas tu ściągnąłeś.- zauważył Yo-less.- Ja?!- A kto? - spytała uprzejmie Kirsty.- A konkret­nie to twoja wyobraźnia.Jest dla ciebie za duża, tak jak powiedział Sir J., jak zawsze uważałam, i cią­gnie za sobą wszystkich wokół.Nie wiem dokładnie jak, ale wciąga.Cały czas myślałeś o tym nalocie, o Paradise Street, i proszę, gdzie wylądowaliśmy.- Powiedziałaś, że to bez znaczenia, czy ją zbom­bardują, czy nie - oburzył się Johnny.- Powiedzia­łaś, że to i tak historia!- Ja nie chcę być historia! - miauknął Wobbler.- Dobra, pomyliłam się, twoje na wierzchu - przy­znała Kirsty.- To co mamy robić?Johnny ponownie zajął się papierami.- Cóż.dowiedziałem się, że tej nocy była burza.Naprawdę solidna.piloci dostrzegli Blackbury i sko­rzystali z okazji, by pozbyć się bomb i jak najprędzej zawrócić.To się zdarza.zdarzało dość często.W mie­ście była.jest syrena alarmowa, która powinna uprzedzać o nalocie.Tylko że nie uprzedziła.- Dlaczego?- Proponuję sprawdzić - odparł Johnny, chowając papiery.Syrena umieszczona była na słupie na jednym z da­chów przy High Street.Nie wyglądała imponująco.- To? - zdziwił się Yo-less.- Wygląda jak nadmu­chane jo-jo.- To faktycznie syrena przeciwlotnicza - potwier­dziła Kirsty.- Widziałam zdjęcie w jakiejś książce.- A jak to działa? Uruchamiane radarem czy jak?- Radaru to oni chyba jeszcze nie wymyślili.- bąknął Johnny niepewnie.- No to jak?- Pewnie gdzieś jest włącznik.- To musi być tam, gdzie się go nie da włączyć dla jaj - ocenił Yo-less.- Gdzieś, gdzie jest poważnie.Odruchowo ich spojrzenia zjechały po słupie, da­chu, ścianie, niebieskiej lampie i zatrzymały się na tabliczce z napisem:POSTERUNEK POLICJI- No, proszę! - ucieszył się Yo-less.Siedli na ławce przy klombie po drugiej stronie uli­cy, obserwując posterunek.Z budynku wyszedł poli­cjant, stanął w słońcu i przyglądał się im [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl