[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Widzę go od dłuższego czasu - kontynuowała Ceteol - dokładnie na granicy mego wzroku.Mogę dostrzec go kącikiem oka.Kiedy wjeżdżamy w słoneczne miejsca, widzę nasze cienie.Ale od pewnego czasu coś mi się w tym nie podoba, ponieważ powinnam widzieć swój cień i cienie dwóch jadących za mną mężczyzn - ale ja widzę trzy cienie postępujące w ślad za moim.- Co on ci przypomina? - chciał wiedzieć Kane.- Może to być jeździec na koniu?- Nie, to nie to - zacisnęła dłonie łamiąc palce.- To tak jakby coś pełzło.Opyros roześmiał się i zajrzał jej w oczy.- Twój wzrok jest ciągle zmącony przez narkotyki, kochanie.Ale to niedługo minie.Odrzucając w tył brązowe włosy, Ceteol zrobiła gniewną minę, - Może widzę cienie, ale to nie ja wczoraj prawie udusiłam dziewczynę, a potem wyszłam i upiłam się ze złodziejami i mordercami.Więc nie wyśmiewaj się ze mnie, do cholery!- Powiedz mi kiedy znów to zobaczysz - zażądał Kane, a potem zwrócił się do Opyrosa.- Nie mówiłeś nikomu, gdzie się wybieramy, od czasu, gdy cię opuściłem?Poeta potrząsnął głową próbując wyjaśnić, że wiele przeczuć Ceteol jest zwykłą przesadą.- Nie mówiłem nikomu poza Ceteol.Prawdę mówiąc, położyłem się od razu do łóżka i spałem prawie do chwili, aż mnie zawołałeś.Pamiętam, że te przeklęte psy zaczęły wyć - i obudziły mnie.- Nie widziałem ich kiedy podjechaliśmy - zadumał się Kane.- W takim razie ktoś je stamtąd przegnał.Ale gdzie wśród tych wszystkich ruin jest świątynia Shenan?- Niedaleko, choć trochę w bok od głównego rumowiska.Stare Miasto miało pewien widmowy urok w panującym tu półcieniu; melancholijny spokój starożytnych murów rozsypujących się powoli w proch wraz ze swoimi tajemniczymi wspomnieniami.Porównywane ze swoim rozwalającym się potomkiem - Enseljos, musiało być kiedyś imponujące.Większość budynków była drewniana i z tych już od dawna pozostały tylko hałdy ziemi okryte całunem chwastów - zapomniane leśne groby.Tam i ówdzie samotna kamienna ściana lub kawałek kamiennej rzeźby wskazywały położenie jakiejś antycznej budowli.Ale o wiele częściej spotykało się tylko zarośnięte zagłębienia wzdłuż zatartych ulic - miejsca wskazujące, że znajdowały się tu fundamenty dawno zawalonych mieszkań.Ciągle jeszcze spotykało się jednak miejsca, gdzie ściany najbardziej imponujących budynków Starego Miasta stawiały uporczywy opór działaniu czasu i wznosiły się, zmęczone, choć ciągle niepokonane.W miarę jak półmrok pogłębiał się, ciemność zdawała się wypełzać z tych niszczejących szkieletów, z ziejących wejść i ślepych okien i mieszać z gęstniejącymi cieniami lasu.- Tutąj - ogłosił Kane i skierował swego konia w najbardziej zbity i splątany gąszcz.Poranny deszcz zmoczył las, więc przedzieranie się między drzewami było dość nieprzyjemne boki koni i nogi jeźdźców nasiąkły wodą.Nikłe światło padało na omszałą kamienną budowlę stojącą w mrocznej samotności pośród rozpychających się drzew.Jej mury wznosiły się prawie nietknięte przez wdzierające się zewsząd gałęzie, podparte i sklepione zgodnie z południowym stylem.Część świątyni zachowała jeszcze wygięte w łuk stropy.Głęboki cień panujący wewnątrz sprawił, że nie rozrosło się tu poszycie, które zniszczyło większość ruin Starego Miasta, ale mijający czas zaśmiecił podłogę odpadającymi tynkami i kawałkami kamiennych ścian i rzeźb.Kiedy półmrok zamknął się nad ruiną świątyni, miękkie skórzane kurtyny, które zwieszały się girlandami z jej wysoko sklepionych sufitów, trzepotały niczym tysiące skrzydeł, poruszane powiewem ze szczelin w popękanych ścianach.Kane zeskoczył z konia i rozkazał swym ludziom, by usunęli kamienne wysypisko, które blokowało wejście.Poeta cisnął się naprzód w podnieceniu; Ceteol z pełną powściągliwości ciekawością szła za nim, jej plisowana spódnica sięgająca za łydki uderzała o wysokie buty do konnej jazdy.Kiedy tylko rozpalił parę pochodni, Kane dołączył do nich i w czasie, gdy jego ludzie torowali drogę przez kamienne osypisko, zaczął opowiadać historię świątyni, podnosząc pochodnię, by ukazać interesujące architektonicznie fragmenty.Opyros po raz kolejny poczuł niespokojne zdziwienie, że Kane z tak nonszalancką poufałością rozprawia o ruinach.Światło księżyca rozlało się już płynnym srebrem na zastygłe kamienie, kiedy Kane rozkazał zakończyć pracę.Powódź księżycowego blasku wlewała się przez wysokie wąskie okna i pęknięcia w ścianach, gromadziła się w głębokim basenie obok ołtarza, gdzie ogromny kolisty otwór w dachu ukazywał to samo nocne niebo, do którego kapłanki minionych wieków zanosiły swe monotonne śpiewy.W niektórych miejscach, gdzie nie było śmieci, wilgotne kamienne płyty zachowały jeszcze ślady dziwnych wzorów mozaiki.Na znak Kane'a Levardos rozstawił na zewnątrz posterunki.Jego ludzie dostawali dobrą zapłatę i jeśli szef postanowił stracić noc spełniając bezbożne zachcianki obłąkanego poety, to była to jego sprawa.Ich sprawą było wyglądać Eberhosa na wypadek, gdyby podążał za nimi z kolejną zgrają najemników.Mógł uniknąć gniewu Kane'a, nie mieli nic przeciw temu, ale jeśli nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|