[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej matka byłaby bardzo przygnębiona, gdyby musiała spędzić święta samotnie.Ojciec Genevieve przyjeżdża na kilka dni, toteż mogą podzielić się obowiązkami.To będzie trudne dla obojga jej rodziców, więc Genevieve doszła do wniosku, że nie mogłaby teraz wyjechać.Poza tym nie chciałem stracić okazji, by spędzić święta w młynie razem z wami jak za dawnych, dobrych czasów.Przygląda mi się uważnie, jak gdyby sprawdzał, czy mu uwierzyłem.To jest nie do zniesienia.Sam nie wiem, co o tym myśleć.Mike należy do tych ludzi, którzy pozostają niewzruszeni w każdej sytuacji.Sam zwykle wyczuwam, kiedy coś jest nie tak, ale niech mnie piorun strzeli, jeśli wiem, co tutaj jest grane.Mike pochyla się nade mną.- Wydałem na bilet samolotowy pieniądze na czesne.Czy zrobiłem dobrze?- Jasne.Nie ma sprawy.Wypiszę ci nowy czek i załatwisz to po powrocie.Ostateczny termin wpłaty upływa czwartego stycznia, prawda?- Nie martw się tym, tato.Oddam ci dług!W jaki sposób Mike zamierza oddać mi dług? Czy pracuje gdzieś? Czy ma ukryte źródła dochodów, komputerowy dostęp do kont bankowych? Może wyjaśni to później.Chciałbym być bardziej gruboskórny i nie posiadać w ogóle anten reagujących na kłopoty moich najbliższych albo mieć bardziej wyczulone receptory.Moja profesja filozofa pozwala mi wywnioskować, że sprawy przybrały zły obrót, ale nie potrafię domyślić się, co zaszło pomiędzy Mike'em i Genevieve.Tak, spędzam zbyt wiele czasu na jałowych rozmyśla­niach, pogrążając się w uczuciowej niepewności i mroku, oczekując niecierpliwie na gwiazdkową pocztę, krótkie wa­kacje budzące nadzieję na spotkanie z dziećmi.Dzień czwar­tego stycznia, w którym upływa ostateczny termin wpłaty czesnego na uczelni Mike'a, wydaje mi się teraz dniem niechyb­nej katastrofy, zapowiedzią końca świata.- Czy pożyczysz mi swój motocykl, tato? Chciałbym poka­zać się Genevieve, która jest z matką.Najpierw rozpakujemy cały ten kram, a potem bzyknę na motorku.- Jasne.Czy ona wie, że przyjechałeś?- Nie.To również niespodzianka dla niej.Szczerze mó­wiąc, nie wiedziałem aż do odlotu Peg i Nickie, czy polecę do Europy.Szczęśliwym trafem miałem ten podpisany czek na czesne.Spakowałem się w niecałe pół godziny.- Cóż, nieważny powód, ale to wspaniale, że przyjechałeś.Być może to ostatnia okazja, by spędzić wspólnie święta Bożego Narodzenia w naszym młynie.Rozumiem, że trochę przeholowałem.Ale z drugiej strony nigdy nie wiadomo.Wiem również, że lepiej nie pytać, dlacze­go nie pojedzie do Genevieve samochodem.Zaczekam, aż Lor przeprowadzi śledztwo na własną rękę i znajdzie wytłumacze­nie.Lor wciąż stoi z drugiej strony wozu, gawędząc z Nicole i Maggie.Maggie jest bardzo zdenerwowana.Wydaje mi się, że zaraz wskoczy na dach samochodu.Zapewne obawia się, że zacznę ją wypytywać, dlaczego rozstaje się z George'em i nie przywiozła Setha.Jaki byłby pożytek z moich dociekań? Poza tym sam muszę walczyć o to, by Lor nie odeszła.Dzielenie włosa na czworo rzadko się na coś zdaje.Pierwsza zasada Kelly'ego brzmi: Kiedy mowa o uczuciach, wszyscy są w błędzie.Zaczynamy wyładunek.Goście przywieźli tylko śpiwory i duże torby.Dziewczęta wyjaśniają, że zostawiły walizki w naszym paryskim mieszkaniu.Mike ubiera się jeszcze bardziej niedbale niż ja.Ma na sobie tylko niebieski sweter, który zrobiła Genevieve i dała mu w prezencie gwiazdkowym w zeszłym roku.O ile Mike nie ma w małej podręcznej torbie jakiegoś czarodziejskiego składanego płaszcza, zapasowych skarpetek, bielizny, jakiejś koszuli na zmianę i zimowego obuwia, będzie mu zimno.Zastanawiam się szybko, czy nie mamy dodatkowej ciepłej odzieży na stryszku.Znajdziemy coś z pewnością.Istotnie, mam zapasowy płaszcz, który rzadko noszę.Zresztą w cieplej przeciwreumatycznej bieliźnie, którą wybrałem z katalogu Bena, nie zmarznę na pewno.Wreszcie schodzi Ben i snuje się wśród gości.Chłopak stara się obejrzeć wszystkich z bliska, ale samemu pozostać nie zauważonym.Martwię się, jak zareaguje, gdy powitają go dziewczęta.W tym roku traktuje wszystkich jak powie­trze z wyjątkiem madame Le Moine, której pozwala się po­całować w policzek, gdy ją odwiedzamy.Mike zauważył go pierwszy.- O Jezuuu, Ben! Urosłeś jeszcze sześć cali, odkąd widzia­łem cię ostatnio.Teraz to ja jestem twoim małym braciszkiem.Ile masz wzrostu, nawiasem? Widzę, że sypie ci się już wąs!Podchodzi i wyciąga rękę, by przywitać się z Benem.Chłopak, który ma długie, silne ręce, smukłe, długie palce, odwzajemnia uścisk ręki starszego brata.Ben jednak nigdy nie patrzy w oczu nikomu, z kim się wita.To byłoby zbyt osobiste, zbyt intymne.Zwykle opuszcza wzrok albo patrzy w bok.Mike zna Bena dość dobrze, toteż respektuje jego zwyczaje.- Spójrzcie! On ma już prawie sześć stóp i dwa cale wzrostu, Mike.Musiałem stanąć na krześle, by zaznaczyć jego wzrost na drewnianym dźwigarze kamienia młyńskiego, Chłopak przerósł nas obu zeszłego lata.Nicole i Maggie spostrzegły Bena.Nicole podchodzi doń, okręcając szal wokół szyi.Potrząsa głową, by odgarnąć włosy opadające na twarz.- Mój Boże, Ben! Jesteś olbrzymem! Przecież nie możesz być moim braciszkiem, ty wielkoludzie! Matko Święta, jestem znów maluszkiem w tej rodzinie.Co się z tobą działo?Zbliża się do chłopaka z wyciągniętymi ramionami.Nicole nie sięga Benowi nawet do ramienia.Chłopak pozwala się objąć, trzymając ręce na biodrach i unosząc głowę wysoko, by starsza siostra nie próbowała go pocałować.Nicole cofa się kilka kroków i ogląda brata od stóp do głów.- Wielkie nieba! Nie mogę uwierzyć.On nawet zaczyna zapuszczać brodę.Może zostaniesz nowym świętym Mikoła­jem? Ty i twój zarośnięty brat możecie wywalczyć nominację u króla elfów!Maggie stoi za Nicole.Stawia swoją torbę na spłachetku śniegu.- Cześć, Ben! Wyrastasz na przystojniaka, omal cię nie poznałam.Założę się, że dziewczęta w szkole uganiają się za tobą.Ściska chłopaka bardzo mocno.Nie próbuje pocałować go, choć jest wystarczająco wysoka.Przy odrobinie śmiałości mogłaby cmoknąć go w brodę.Jednak ze sposobu, w jaki Ben wyślizguje się z jej objęć, Maggie domyśla się, że chłopak wcale sobie tego nie życzy.Ben odbiera torby od Maggie i Nicole.Dziewczęta niosą śpiwory.Mike taszczy swój bagaż pod pachą.Nic nie pozostało dla mnie i Loretty oprócz świątecznie opakowanych prezen­tów gwiazdkowych leżących na tylnym siedzeniu w samocho­dzie i ogromnej torby z ciepłą odzieżą, jak mam nadzieję.Zabieramy to wszystko z wozu.Modlę się w duchu, by w jednej z paczek znajdowało się oprogramowanie Atari i te kasety z grami komputerowymi, o których marzy Ben - „Walka” i „Kosmiczni najeźdźcy”.Chłopak ostatnio gardzi wszelkim sprzętem sportowym, nie chce rakiet do ping-ponga ani tenisa.Jestem pewien, że dziewczęta nie zapomniały o niczym.Decydujemy się obejść młyn wokoło i wejść na groblę.Trudno byłoby z tym całym majdanem wspinać się po wąskich, oblodzonych schodach i przeciskać przez drzwi w podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl