[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Jeden z naukowców dotknął tego czegoś łopatą.Drgnęło ponownie.- Znalazłem coś - powiedział niezbyt donośnie, głos mu się załamał.- To się rusza.Salvador zbliżył się niezwłocznie, sięgając do biodra po swą trzydziestkę ósemkę.Z uniesionym rewolwerem w ręku pouczał kopiących:- Zachowajcie ostrożność.Ostatnie z tych stworzeń, które usiłowaliśmy schwytać, odgryzło mojemu funkcjonariuszowi połowę twarzy.- Dzięki za ostrzeżenie - rzucił z sarkazmem jeden z naukowców.Ześlizgnął się obok pozostałych na samo dno i razem zaczęli oczyszczać znalezisko z piasku.- To jest żywe - relacjonował ten drugi.- Nie ma wątpliwości.Wygląda na ciepłokrwiste i czuję, jak się porusza.- Czy to może być węgorz? - spytał Salvador.- W żadnym przypadku - rzekł pierwszy.- To jest duże, o wiele większe niż węgorz, którego dostarczył pan do Instytutu.Wyczuwam tu jakiś.kręgosłup.Rodzaj guzowatego kręgosłupa.I żebra.- Tylko uważajcie - powtórzył Salvador.Henry myślał intensywnie.Jeśli udaje im się znaleźć ukrycie, wówczas rosną i po około sześciu miesiącach stają się równie dojrzałe jak ojciec.Nie musiał nawet spoglądać na Gila czy Susan, by wiedzieć, że myślą o tym samym.Z największą ostrożnością dwaj naukowcy odsłonili znaleziony w piasku obiekt.Chrząstkowaty i czarny kręgosłup.Zaokrąglona klatka piersiowa, żebra oddzielone od siebie ciemnymi, półprzeźroczystymi chrząstkami.Pas biodrowy słabo rozwinięty i wąski, wystająca kość ogonowa będąca niemal samym ogonem, kościste nogi skulone pod ciałem w pozycji rozwijającego się płodu.Przez chrząstki klatki piersiowej Henry widział bijące serce.Czuł strach, obezwładniające przerażenie i modlił się pod nosem.Modlił się, by potwór nie został wydźwignięty z piasku.Modlił się, by nie musiał na niego patrzeć.Modlił się, by był on jedynym, by wszystkie inne podusiły się w ziemi.- „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje.”Dwóch pracujących ramię przy ramieniu naukowców oczyściło z piasku potylicę stwora.Można teraz było ocenić jego rozmiary - około trzy stopy od głowy do nóg, w każdym razie tyle miałby wyprostowany.Jeden z badaczy przeciągnął dłonią wzdłuż kręgosłupa.- Spójrzcie na to - rzucił nagle.Od kości ogonowej odpadła powłoka z cienkiej jak papier, łuskowatej skóry.Naukowiec przekazał ją ostrożnie koledze, który klęczał na krawędzi studni.Ten ujął skrawek w ten sposób, że ostatnie promienie słońca prześwietliły go na wylot.Szeleścił na wietrze od morza delikatnie jak bibułka.- Co to jest? - zapytał Salvador.- Wygląda mi to na zrzuconą skórę węgorza - odparł jeden z naukowców.- Więc to jest to? To tego właśnie szukamy? I przez ledwie dwa dni to zdołało się aż tak rozwinąć?Naukowiec sięgnął za siebie po plecak.Odpiął go, wyjął długą kopertę na okazy i złożył w niej ostrożnie skórę węgorza.- To musi być właśnie to, prawda?Co to może być? Jaki gatunek jest w stanie spędzić okres płodowy rozwoju zagrzebany w piasku? Naukowiec uśmiechnął się krzywo.- Tego właśnie chcielibyśmy się dowiedzieć, poruczniku.Salvador spojrzał na Johna Belli, ten jednak stał z rękami założonymi na piersi.Wyglądał nad wyraz nieprzystępnie.Wysunął do przodu dolną wargę i nic nie mówił.- Dobrze - powiedział Salvador.Chcecie wydobyć stąd to stworzenie? Duncan, przynieś z bagażnika mego samochodu nosze i koce.Keith, w furgonetce jest trochę brezentowych taśm, idź po nie.Będziemy mogli przeciągnąć je pod ciałem tego czegoś i naprawdę ostrożnie je wydobyć.- Nie możecie go wydobyć - wyszeptała Susan.Nie możemy przecież, do diabła, zostawić go tutaj - odrzekł Salvador.- Teraz, skoro już znaleźliście, musicie to zabić - nalegała Susan.- Trzeba przynieść przewody, podłączyć wysokie napięcie i porazić to śmiertelnie.Porazić i z powrotem zakopać.Naukowcy od Scrippsa pokręcili głowami.Najpierw nalega, byśmy kopali tak długo, aż to znajdziemy.A teraz chce, żeby to zabić i zakopać.Czy jest pan pewien, że ona wie.? - odezwał się jeden z nich z udawanym znudzeniem i zakreślił kółko na czole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|